| Siatkówka

Wojna i olimpijskie złoto. Nikola Grbić: w okropnym momencie mieliśmy przywilej dać ludziom trochę radości

Nikola Grbić
Nikola Grbić (fot. PAP/Grzegorz Michałowski)

Restrykcje ekonomiczne dosięgały każdego, potęgując galopującą biedę. Moi rodzice zarabiali równowartość 2,5 euro miesięcznie. To było szaleństwo. Reprezentacja siatkarzy stała się jedynym światełkiem nadziei. Ludzie widzieli w nas swoich bohaterów – mówi w TVPSPORT.PL Nikola Grbić, serbski trener Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, złoty i brązowy medalista olimpijski w siatkówce.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
ZAKSA gra o triumf w LM. "Zimny prysznic wpłynął pozytywnie"

Czytaj też

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

ZAKSA gra o triumf w LM. "Zimny prysznic wpłynął pozytywnie"

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Pochodzi pan z Zrenjanin w Serbii…
Nikola Grbić: – Konkretnie z małej wsi liczącej niecałe 3000 mieszkańców – Klek.

– Jak udało się z serbskiej wsi trafić na najwyższy stopień podium igrzysk olimpijskich?
– Wioska ta powstała po drugiej wojnie światowej. Przenoszono wtedy osoby z biednych rejonów Hercegowiny i Czarnogóry do Wojwodiny. To było "czyszczenie" – eksmitowano Niemców, którzy żyli na tych terenach, by zasiedlić je ludźmi z mniej zamożnych regionów. Mam więc ciekawe korzenie. Zarówno mój dziadek, jak i później ojciec, żyli pierwotnie na terenach Hercegowiny.

Tak tworzono podobne wioski do Kleku. Nie było one wielkie i skupiały ludzi różnych narodowości. Mieszkałem tam przez wiele lat. Dopiero do liceum poszedłem do Zrenjanina.

– Jak wyglądało codzienne doświadczanie takiego miksu kulturowego?
– Dla nas to była normalność. Jugosławię zamieszkiwały różne narodowości – od Serbów po Rumunów czy Bułgarów. Mentalność każdego z tych narodów była inna. To był dziwny kraj, któremu trudno było trzymać się razem. Jedynym sposobem na to było postawienie na silnego dyktatora, który był w stanie skupić dookoła siebie różnych ludzi. Taką osobą był Tito. Co ciekawe, wiele ludzi go lubiło. Wprowadził jednak dyktaturę.

Fan Adama Małysza, który cierpiał na zapalenie mięśnia sercowego. Łukasz Kaczmarek o krok do triumfu w Lidze Mistrzów
Wystarczyło pojechać do Słowenii, by przekonać się, jak odmienne było nasze społeczeństwo. Nie rozumiałem języka Słoweńców.

– Ze zrozumieniem bliskich sąsiadów w Kleku też były kłopoty?
– Nie, różnice były jak w przypadku "airplane" i "aircraft" (po angielsku oba oznaczają samolot – przyp. red.). Jeśli pojawiały się w podstawowych słowach takich, jak choćby "chleb" również dało się ich nauczyć. Jeżeli ktoś mówił po chorwacku, a ja po serbsku, nie było problemu z dogadaniem się. Kłopoty miałem z kolei w Słowenii, Macedonii i Kosowie.

Mimo tych różnic przez większość czasu życie było normalne. Przez miks narodowości nauczyliśmy się funkcjonowania wspólnotowego. Jeśli ktoś chciał praktykować religię katolicką, nie było z tym problemu. Muzułmanie mieli swoje świątynie i nikomu to nie przeszkadzało. Niestety, w pewnym momencie zaczęły rodzić się małe napięcia, które nieco później eskalowały do dużych rozmiarów. Po śmierci Tito zabrakło lidera, który byłby w stanie skupić nas dookoła siebie. Zaczęły się gwałtowne podziały.

– Jak wyglądała pana rodzina?
– Wydaje mi się, że w Kleku moim rodzicom było dużo łatwiej. Wcześniej żyli w górach, w bardzo biednych warunkach, walcząc o jedzenie i przetrwanie. Wieś dała im pracę, a klimat był bardziej przyjazny. Ja też nie mogłem narzekać na warunki. Nie odczuwałem większych trudności w kwestii języka czy mentalności. Nie musiałem się do niczego adaptować.

– Która z historii dotyczących życia pana rodziny spowodowała, że docenił pan poziom, na którym żył w młodości?
– Kiedy oni dorastali, warunki pogodowe były tak złe, a natura nieprzyjazna, że czuli, że na podobne rzeczy muszą przygotować swoje dzieci. Wyjaśnił mi to po latach psycholog – traktowali swoje pociechy tak, jak środowisko traktowało ich. Przez wcześniejsze pokolenia nasz naród był nieustannie w stanie wojny. Ludzi nauczono wtedy, że małżeństwo powinno mieć co najmniej troje dzieci. Jedno z nich jest dla nich, jedno na wojnę, a trzecie dla Boga. To był czas, w którym śmiertelność dzieci była bardzo wysoka. Doradzano więc, by z tym nie walczyć, ale się na to przygotować. Jakakolwiek eskalacja konfliktu zbrojnego i posłanie na front syna wiązało się z jego prawdopodobną śmiercią. Mając trójkę dzieci miało się więc 33 procent szans, by choć jedno z nich w tych trudnych warunkach przetrwało.

Moja mama był ósmym dzieckiem w rodzinie. Trójka z rodzeństwa zmarła. W tamtym czasie to była norma. Nikt nie myślał o tym, by robić z tego życiową tragedię. Zdarzało się to tak często, że skutecznie wpisało się w codzienność.

Trudności życiowe, których oni doświadczyli, automatycznie wyznaczały standardy dla młodszego pokolenia. Nie przytulano mnie, rodzice byli twardzi. Chciano, byśmy byli gotowi na przetrwanie wszystkiego. Dziś jako dorosły człowiek mogę powiedzieć, że nic mnie nie złamie. Po latach to doceniłem.

ZAKSA gra o triumf w LM. "Zimny prysznic wpłynął pozytywnie"

Czytaj też

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

ZAKSA gra o triumf w LM. "Zimny prysznic wpłynął pozytywnie"

Nawrocki: forma "bańki" to zaprzeczenie psychologii sportu
Jacek Nawrocki
Nawrocki: forma "bańki" to zaprzeczenie psychologii sportu

– Nauczył się pan "miękkości”, okazywania uczuć, kiedy sam założył rodzinę?
– Akceptuję drogę wychowania obraną przez moich rodziców, ponieważ uważam, że zrobili wszystko, co mogli na tamten stan wiedzy i okoliczności. Wspaniale się spisali. Teraz mam 47 lat i jestem dojrzały na tyle, by zrozumieć co było dobre i co mogło być inaczej. Tę różnicę staram się okazywać moim dzieciom, bo wiem, że pewnych rzeczy w dzieciństwie mi brakowało, a innych było za dużo.

Moje podejście jest inne, ale odmienne są też czasy i okoliczności dorastania moich dzieci. Moi rodzice nie zostawili mnie z niczym poza edukacją. Nie dali mi pieniędzy. Najważniejszą rzeczą w życiu jest więc dla mnie spowodowanie, że moje dzieci będą dojrzałymi i odpowiedzialnymi ludźmi. Chcę, by były w stanie rozróżnić co jest dobre, a co złe. Mam nadzieję, że nauczą się bronić każdej decyzji, którą podejmą.

Ich rzeczywistość jest inna. Mój tata cały czas był w domu, choć mógł przecież grać gdzie indziej. Pracował też jako nauczyciel w-f, a później został dyrektorem szkoły. W wieku 17 lat wyjechałem za siatkówką. Zmieniałem miasta, życie i teraz robię to samo. Żałuję, że nie mogę dać dzieciom więcej mojej obecności. Niestety, dynamika pracy nie pozwala mi być stale w jednym miejscu.

– Co było luksusem dla pana w latach młodzieńczych?
– Dla mnie normalnością było posiadanie domu i chleba. Nie byliśmy bogaci, należeliśmy do klasy średniej. Każdego lata wyjeżdżaliśmy na wakacje do Grecji czy Chorwacji. Żyliśmy normalnym życiem. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielkie miałem szczęście w porównaniu do młodości moich rodziców. Moje dzieci również nie doświadczyły tego, co wcześniejsze pokolenia. Zarabiam więcej pieniędzy, więc mamy więcej możliwości.

– Jakie wspomnienie z dzieciństwa jest dla pana najcenniejsze?
– Spędzenie czasu z przyjaciółmi. Braliśmy rower i jeździliśmy po wiosce. Nie było telefonów, internetu i możliwości sprawdzenia przez rodziców tego, co się z nami dzieje. Mimo braku kontroli były to o wiele bezpieczniejsze czasy niż obecne. Teraz narkotyki i strasznych ludzi można spotkać na każdym kroku. W tamtym czasie nawet nie wiedziałem, że istnieją. W Klek każdy znał każdego. Razem czuliśmy się dobrze; to było dla nasze bezpieczne miejsce.

– Wiele ma pan ich teraz?
– Jedyne bezpieczne miejsce to to, w którym przebywa moja rodzina. Staram się trzymać ją jak najbliżej. W poprzednim roku najbliżsi zostali jednak w Italii, ponieważ dzieciaki poszły do międzynarodowej szkoły. Kiedy pojawiła się oferta przedłużenia kontraktu w ZAKSIE, powiedziałem mojej żonie, że przyjmę ją, jeśli zgodzi się przyjechać do Polski. Nie chciałem spędzać bez niej kolejnego roku. Dzieci dorastają i chcę być częścią ich życia. Nie wyobrażałem sobie być ojcem przez Skype’a.

– Kiedy zdał sobie pan sprawę, że pana kraj się rozpada?
– W latach 90, zaraz przed wojną.

– Jakie były tego znaki?
– Do dziś pamiętam emocje towarzyszące wystąpieniu chorwackiego polityka. Nie były to słowa, które padły oficjalnie; ktoś je nagrał, a następnie wyemitowano je w telewizji. Na nagraniu mówił o tym, co zrobi wszystkim Serbom mieszkającym w Chorwacji.

– Co chciał zrobić?
– Powiedział, że zrobi to, co robiono podczas II wojny światowej. Poderżnie im gardła. To miał być drugi Jasenovac. Po raz pierwszy w życiu byłem wtedy tak przerażony.

Do dziesiątego roku życia był to dla mnie kraj idealny. Kilka lat po śmierci Tito wszystko zaczęło się sypać. Można było zobaczyć, jak krok po kroku narasta napięcie. Dziś wiemy, że był to nacisk z zewnątrz. Chciano nas poróżnić. Z tego, co wiem, wielu ludzi uważa, że tak agresywny podział był błędem. Mogliśmy pozostać razem nie jako jeden kraj, ale pewnego rodzaju federacja. Dlaczego warto by było? W imię przyjaźni, ekonomii i ułatwienia życia. Niestety, wielu przywódców było skorumpowanych. Wojna pochłonęła mnóstwo istnień i eskalowała nienawiść. Niekiedy można ją zobaczyć nawet dziś. Mam nadzieję, że ominie ona przyszłe pokolenia.

Nikola Grbić
Nikola Grbić to trener Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (fot. PAP)
Vital Heynen: jak mam cokolwiek zaplanować?

Czytaj też

Vital Heynen

Vital Heynen: jak mam cokolwiek zaplanować?

– Mówi pan o doświadczeniu rozpadu w kontekście narodu. Co z codziennością? Kiedy pan albo pana rodzina go doświadczyli?
– Nie mieliśmy problemów w kwestiach rodzinno-sąsiedzkich. W codzienności pojawiały się jednak małe zmiany, które zataczały coraz większe kręgi. Nie mogliśmy jeździć na mecze do Chorwacji czy Słowenii, bo było to zbyt niebezpieczne. Jako siatkarz Vojvodnia Nowy Sad pojechałem do Sarajewa. Zagraliśmy mecz, wróciliśmy, a tydzień później jedna z kobiecych drużyn została zatrzymana w tym samym miejscu na trzy lub cztery dni w hotelu. Powód? Zaczęła się wojna, więc nie mogły z niego wyjść. Mój brat grał w Zagrzebiu. By uniknąć niebezpieczeństwa, do Serbii wrócił jednym z ostatnich pociągów.

Pandemia i powiększenie PlusLigi. Czy to realny scenariusz?
Lato, podczas którego wszystko rozpoczęło się w Słowenii, zmieniło nasze życie. To ta nacja jako pierwsza wyparła armię Jugosławii, zamknęła granice i ogłosiła niepodległość. Za nią to samo zaczęło dziać się w Serbii czy Chorwacji. Procesy miały jednak swoje tempo. W Bośni trwało to długo. Powodem był podział na nacje. W jednej wiosce mieszkali sami Bośniacy, w drugiej Chorwaci. Obie były blisko siebie. Trudno było wyznaczyć jednoznaczne terytorium dla obu krajów.

To była ogromna tragedia dla wszystkich narodów. To, co obecnie najbardziej wyprowadza mnie z równowagi, to mówienie o Serbach, że są złymi ludźmi, a muzułmanie tymi skrzywdzonymi. Twierdzi się, że chcieliśmy zawłaszczyć ich terytorium. Serbowie byli na nim jednak przez dwieście lat. Podobnie było w przypadku Chorwacji. Oczyścili swój kraj z Serbów w liczbie 250 000. Zabrali im miejsce, w którym żyli. To było jak czystka etniczna. Do dziś upamiętniają zresztą swoje zwycięstwo jako święto narodowe.

Ja sam wyjechałem z Serbii kiedy miałem nieco ponad 20 lat. Żyłem we Włoszech, a do Serbii jeździłem tylko na kadrę.

– Czy wojna dotknęła kogoś panu bliskiego?
– Całe szczęście nie. Kiedy odbywałem służbę wojskową, mówiono nam, że nie będziemy brali udziału w działaniach zbrojnych w Bośni. Wiedziałem, że nas okłamywano. Niektórzy oficjele tam jeździli i nieoficjalnie wysyłali wojska. Ja jednak nie byłem na wojnie.

– Ile miał pan lat, kiedy służył w wojsku?
– 19.

– Nauczył się pan strzelać?
– Tak, potrafię też czyścić karabin.

– Historia zna przypadki podziału wewnątrz zespołów po rozpadzie Jugosławii. Najgłośniejszy to chyba Vlade Divac i Drażen Petrović. Czy spotkał się pan z podobną historią w siatkówce?
– Nie, całe szczęście nie. Był jeden gracz z Chorwacji, którego ojciec został zabity w czasie wojny. Na początku bardzo się od nas dystansował. Trafił jednak do klubu i musiał grać z Serbami. Przepracował traumę i nauczył się, że jest w jednej drużynie. Znam go, nigdy nie graliśmy razem, ale z nim rozmawiałem i wiem, że nie jest to już dla niego problem. Dla mnie zawsze liczyło się to, czy ktoś jest dobrym człowiekiem, a nie jego paszport.

– Czy przez trudną historię pana kraju każdy sukces reprezentacyjny znaczył więcej?
– Nie zabrzmi to ładnie, ale mieliśmy szczęście, że zaczęliśmy odnosić sukcesy w czasie, kiedy nasz kraj się rozpadał. Jako drużyna siatkarzy byliśmy pierwszym zespołem, który zagrał mecz po nałożonym na nas trzyletnim embargo. To był turniej kwalifikacyjny do mistrzostw Europy 1995. Zazwyczaj na takie imprezy nie przyjeżdża zbyt wielu kibiców. Tym razem w hali było 3000 osób. Nie byli tam dlatego, że chcieli zobaczyć Danię i Serbię grające w siatkówkę, ale dlatego, że był to pierwszy raz po długiej przerwie, kiedy mieliśmy prawo rozegrać oficjalne spotkanie.

W kolejnym meczu mierzyliśmy się z reprezentacją Hiszpanii. Przeniesiono nas do hali z 7000 miejsc. Była wypełniona do ostatniego siedzenia. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Na końcu graliśmy w obecności 10 000 kibiców. Nigdy wcześniej coś takiego w siatkówce się nie zdarzyło.

Mieliśmy ogromne szczęście, bo na mistrzostwach Europy w Grecji udało nam się wygrać brązowy medal. Ta wygrana pozwoliła nam na udział w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Atlancie. Wywalczyliśmy awans i zdobyliśmy medal, którego nikt nie oczekiwał. Sięgnęliśmy po brąz.

W tym samym czasie na terenach Bośni toczył się konflikt zbrojny, my byliśmy po embargo, a w 1999 roku rozpoczęła się Operacja Allied Force. Ludzie w Serbii byli wykończeni. Restrykcje ekonomiczne dosięgały każdego, potęgując galopującą biedę. Moi rodzice zarabiali równowartość 2,5 euro miesięcznie. To było szaleństwo. Reprezentacja siatkarzy stała się jedynym światełkiem nadziei. Ludzie widzieli w nas swoich bohaterów. Graliśmy przeciwko wielkim drużynom z olbrzymim zapleczem sportowym, a sami nie mieliśmy prawie nic. To był okropny moment dla naszego kraju, ale my mieliśmy wielkie szczęście i przywilej dać ludziom trochę radości.

Nawet dziś ludzie w podobnym do mnie wieku lub starsi podchodzą i dziękują za to, że wiele lat temu daliśmy im szczęście i nadzieję. Jestem niezwykle wdzięczny, że mogłem być pozytywną częścią czyjegoś życia.

Vital Heynen: jak mam cokolwiek zaplanować?

Czytaj też

Vital Heynen

Vital Heynen: jak mam cokolwiek zaplanować?

Nikola Grbić
Nikola Grbić był trenerem serbskiej kadry w latach 2015-2019 (fot. Getty Images)

– Jak wyjaśniłby pan komuś, kto nigdy nie grał w siatkówkę, z jakim uczuciem wiąże się wygranie złotego medalu olimpijskiego?
– Jeśli ktoś powiedziałby mi gdy dorastałem, że będę mistrzem olimpijskim, nie uwierzyłbym mu. Wiele osób zapewnie to zdziwi, ale ani ja, ani mój ojciec nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu. To on jednak wprowadził mnie na siatkarską ścieżkę. Sam był zawodnikiem, kapitanem drużyny narodowej i jednocześnie wygrał brązowy medal z reprezentacją Jugosławii. My pomiędzy Atlantą a Sydney byliśmy już popularni, siatkówka była naszą pracą, zarabialiśmy dużo pieniędzy, a nasza forma życiowo była optymalna. To właśnie wtedy ojciec zaszokował mnie tym, co powiedział. Patrzył bardzo realnie na moją karierę. Zdradził, że myślał, że sport będzie dla mnie drogą na uniwersytet, że pierwsze kroki, jakie postawię w klubie z Nowego Sadu będą początkiem budowania innej kariery. Wydaje mi się, że chciał, bym był nauczycielem w-f. (śmiech) Nie marzył nawet o tym, że ja i mój brat dojdziemy do miejsca, w którym ostatecznie się znaleźliśmy.

Kiedy miałem 14-15 lat po raz pierwszy dostałem telegram z powołaniem na weekend przygotowawczy do gry w reprezentacji juniorów. Był to dla mnie szok, nie mogłem w to uwierzyć. Pojechałem tam na dwa dni i wszystko, co się tam działo, było dla mnie wielką niespodzianką. Chciałem kontynuować tę przygodę. Jeździłem na kolejne turnieje. Kiedy miałem 17 lat Vojvodina zaoferowała mi kontrakt. Podpisałem go, co przełożyło się na to, że nie mogłem kontynuować szkoły w trybie regularnym. Moja szkoła mi jednak pomogła i pozwoliła na osobne zdawanie przedmiotów. Wcześniej dla nikogo nie zrobiła takiego wyjątku.

Dlaczego o tym opowiadam? Bo chcę pokazać, że na późniejsze osiągnięcia pracowałem kroczek po kroczku. Byłem nikim, nastolatkiem, do którego zadzwonił uznany w kraju klub i widział go w swoich szeregach. Mogłem nauczyć się tego, czym jest sukces. Tak samo było w przypadku zdobywanych medali. Najpierw wygrywaliśmy brązowe na kontynencie, później na mistrzostwach świata, na końcu brąz, a później złoto igrzysk. Pokonywaliśmy stopień po stopniu.

Po latach wiem, że najpierw trzeba znaleźć swoją Vojvodinę. Jeśli będzie się pracowało bardzo ciężko i dążyło do sukcesu, droga do jego realizacji stanie się bardziej realna. Jest wiele czynników, które determinują sukces. Jest też wiele historii ludzi, którym nie dawano szans na dojście do celu. Nie załamywali się, pracowali aż w końcu im się udało. Moja rada? Marzenia są piękne, ale same nie wystarczą. Żeby osiągnąć sukces, trzeba oddać się mu całkowicie i nigdy się nie poddawać.

– Kiedy poczuł się pan "kimś"?
– Istotę tego, jak ważny był to moment, uświadomiła mi moja psycholog. Wiedziałem, że była to cenna chwila, ale nie miałem świadomości, dlaczego była tak szczególna. Było nią zdobycie brązowego medalu na igrzyskach.

– Dlaczego akurat ten moment?
– Mój ojciec był siatkarzem i kapitanem reprezentacji. Jego największym sukcesem był brązowy medal mistrzostw Europy. Nigdy nie wystąpił na igrzyskach. Samo bycie na tej imprezie i wygranie wcześniej krążka tego samego koloru podczas czempionatu Starego Kontynentu spowodowało, że ja i mój brat byliśmy lepsi od niego. Psycholog wyjaśniła, że w relacji tata-syn dla młodszego z nich kluczem do osiągnięcia dojrzałości i poprawy strony mentalnej jest bycie lepszym niż ojciec. To dlatego wiele młodych ludzi robi to samo, co ich rodzice. W tamtej chwili byliśmy lepsi. Zrobiliśmy coś, czego on nie dokonał. Nie zmienia to faktu, że zdobycie złotego medalu cztery lata później było jak przeskoczenie na drugą stronę tęczy.

– Co znalazł pan po drugiej stronie wspomnianej tęczy?
– Po raz pierwszy mecz o złoto olimpijskie obejrzałem po 15 latach, kiedy świętowaliśmy piętnastolecie tego sukcesu. Zorganizowano wtedy uroczyste obchody, które transmitowano w telewizji. W tamtym czasie pracowałem jako trener reprezentacji Serbii. Po wspomnianym spotkaniu udaliśmy się do Bułgarii na mecz. Otworzyłem artykuł, a w jego dolnej części był link do video trwającego godzinę i siedem minut. Podpisane było ono "Tak właśnie było". Myślałem, że chciano pokazać naszą drogę przez kolejne spotkania. Kliknąłem i okazało się, że było to nagranie całego naszego meczu. Do tamtej pory nie miałeś świadomości, że wygraliśmy w 67 minut!

Zapytałem się przyjaciela, profesora, o to czy to normalne, że nie odtwarzam swoich meczów. Odpowiedział, że jestem człowiekiem, który nie ogląda się za siebie.

– Miał pan moment, w którym pomyślał, że ma już wszystko?
– Jeden bardzo krótki, ale miał on miejsce w Atlancie. Zdobycie brązu było tak przytłaczające i ważne, że nie wiedziałem, co mam robić. Miałem 23 lata i pomyślałem, że jeśli teraz przytrafi mi się kontuzja, pogodzę się z tym. Nie wiedziałem, czego mogę jeszcze oczekiwać od życia. Trwało to krótko. Później koncentrowałem się tylko na tym, co będzie następne. Ostatnio nawet ktoś się mnie zapytał o rekord zwycięstw ZAKSY. W ogóle mnie to nie interesuje. Patrzę tylko na to, co przed nami. Kolejne ligowe mecze, Puchar Polski, następne etapy Ligi Mistrzów. To według mnie klucz do sukcesu – nie skupianie się na tym, co było. Kieruje mną niepowstrzymana chęć do osiągania nowych rzeczy. Na rozmyślanie o sukcesach będzie czas po karierze.

Czasem moje nastawienie prowadzi do nieoczekiwanych sytuacji. Nie wiem na przykład, gdzie znajdują się moje medale. Cały czas zmieniam miasta i miejsca, więc wszystko pogubiłem. (śmiech) To pokazuje, że w ogóle nie oglądam się za siebie. Ciągle chciałem więcej. Dlatego właśnie grałem do czterdziestki.

– Często mówi się, że wielki gracz nie może być wielkim trenerem. Jakim szkoleniowcem chce pan być?
– Tak, to była prawda, ale ostatnio się to zmieniło. Obecnie jest wielu świetnych trenerów, którzy byli wyjątkowymi zawodnikami. Szkoleniowcy muszą być jak nauczyciele – nie tylko wiedzieć wiele, ale również potrafić tę wiedzę przekazać. Niekiedy pyta się mistrza, jak czegoś dokonał. On mówi, że to łatwe. Jest takie dla niego, ale nie potrafi wytłumaczyć jak do tego doszedł.

Nie chcę moim graczom nakazywać obrania drogi, jaką ja wybrałem i robienia tego, co ja robiłem. Niektórzy trenerzy tak pracują, ale to nie mój styl. Gracza trzeba zaakceptować jakim jest i starać się mu pokazać jak on może zrobić coś lepiej. Moją pracą jest uzyskanie najlepszych cech danego zawodnika, a nie zrobienie z niego klona mojej osoby. Recepta na mój sukces nie musi być receptą na sukces kogoś innego.

Czytaj też:
Adam Gorol o ewentualnym powiększeniu PlusLigi: rozgrywki powinny liczyć nie więcej niż czternaście drużyn
Cztery pożegnania z kadrą i samotność. Oskar Kaczmarczyk: dla polskiego środowiska szkoleniowiec to człowiek do kopania

Zatorski: formuła LM? Będzie trudna przede wszystkim dla zawodników
Paweł Zatorski (fot. TVP)
Zatorski: formuła LM? Będzie trudna przede wszystkim dla zawodników

Zobacz też
Polski klub zagra w Lidze Mistrzów! Otrzymał dziką kartę
Siatkarze Asseco Resovii Rzeszów (fot. PAP)
nowe

Polski klub zagra w Lidze Mistrzów! Otrzymał dziką kartę

| Siatkówka 
Reprezentant Polski pożegnał się z klubem
Marcin Janusz (fot. Getty Images)

Reprezentant Polski pożegnał się z klubem

| Siatkówka 
Wyjątkowy wywiad z legendą. Kurek po transferze tylko dla TVP!
Bartosz Kurek w barwach reprezentacji Polski (fot. Getty).
tylko u nas

Wyjątkowy wywiad z legendą. Kurek po transferze tylko dla TVP!

| Siatkówka 
Mistrzynie świata pokonane! Trwa wspaniała seria Polek! [WIDEO]
Reprezentacja Polski siatkarek (fot. PAP/EPA)

Mistrzynie świata pokonane! Trwa wspaniała seria Polek! [WIDEO]

| Siatkówka 
Koszmarna seria mistrzyń świata trwa. Siódma porażka w LN
Reprezentantki Serbii (fot. Volleyball World)

Koszmarna seria mistrzyń świata trwa. Siódma porażka w LN

| Siatkówka 
Polski klub zgłosił się po "dziką kartę". Chce grać w Lidze Mistrzów!
Klemen Cebulj (fot. Getty Images)

Polski klub zgłosił się po "dziką kartę". Chce grać w Lidze Mistrzów!

| Siatkówka 
Polski klub zadebiutuje w europejskich pucharach!
Siatkarze Norwida Częstochowa zadebiutują w europejskich pucharach (fot. Getty Images)

Polski klub zadebiutuje w europejskich pucharach!

| Siatkówka 
Polski klub rezygnuje z gry w europejskich rozgrywkach!
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle chce ponownie zagrać w LM (fot. Getty Images)

Polski klub rezygnuje z gry w europejskich rozgrywkach!

| Siatkówka 
Sensacja! W debiucie rozbili medalistów IO
Jurij Semeniuk (fot. Getty Images)

Sensacja! W debiucie rozbili medalistów IO

| Siatkówka 
Oficjalnie: Fornal w nowym klubie. Zagra dla mistrza kraju!
Tomasz Fornal (fot. Getty Images)

Oficjalnie: Fornal w nowym klubie. Zagra dla mistrza kraju!

| Siatkówka 
Polecane
wyniki
terminarz
Wyniki
22 czerwca 2025
Siatkówka

Serbia

Polska

Turcja

Brazylia

Francja

USA

Korea Południowa

Dominikana

Chiny

Włochy

Niemcy

Holandia

Belgia

Kanada

Czechy

Japonia

Bułgaria

Tajlandia

21 czerwca 2025
Siatkówka

Francja

Serbia

Terminarz
jutro
Siatkówka

Ukraina

9:30

Francja

Niemcy

11:00

Kuba

Turcja

13:00

Słowenia

Holandia

14:30

Argentyna

Bułgaria

16:30

Japonia

Włochy

17:30

Polska

Serbia

18:00

Iran

Kanada

21:00

Brazylia

26 czerwca 2025
Siatkówka

Chiny

0:30

USA

Francja

12:00

Japonia

Najnowsze
Polski klub zagra w Lidze Mistrzów! Otrzymał dziką kartę
nowe
Polski klub zagra w Lidze Mistrzów! Otrzymał dziką kartę
FOTO
Wojciech Papuga
| Siatkówka 
Siatkarze Asseco Resovii Rzeszów (fot. PAP)
Były kapitan kadry o decyzji Skorży: jeśli to prawda, bardzo nad tym ubolewam
Maciej Skorża (fot. Getty Images)
tylko u nas
Były kapitan kadry o decyzji Skorży: jeśli to prawda, bardzo nad tym ubolewam
Przemysław Chlebicki
Przemysław Chlebicki
Bez Chwalińskiej w Wimbledonie. Wpadka z 231. zawodniczką rankingu
Maja Chwalińska (fot. Getty Images)
Bez Chwalińskiej w Wimbledonie. Wpadka z 231. zawodniczką rankingu
| Tenis / Wielki Szlem 
Polscy siatkarze zaczynają grę w Chicago. O której mecz z Włochami?
Relacja na żywo z meczu Polska – Włochy w Lidze Narodów w TVP (fot. Getty Images)
Polscy siatkarze zaczynają grę w Chicago. O której mecz z Włochami?
| Siatkówka / Reprezentacja 
Raport przed Euro – Arłamów (24.06.2025)
Raport przed Euro – Arłamów (24.06.2025)
Raport przed Euro – Arłamów (24.06.2025)
| Piłka nożna / Reprezentacja kobiet 
Krecz Linette! Niepokojąca sytuacja przed Wimbledonem
Magda Linette (fot. Getty Images)
pilne
Krecz Linette! Niepokojąca sytuacja przed Wimbledonem
| Tenis / WTA (kobiety) 
Euro U19 kobiet: oglądaj 1. półfinał Hiszpania – Włochy
Mistrzostwa Europy kobiet U-19, Mielec – półfinał (#1). Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.06.2025)
trwa
Euro U19 kobiet: oglądaj 1. półfinał Hiszpania – Włochy
| Piłka nożna 
Do góry